Przebudziłam się, słysząc dźwięk alarmu, ustawionego poprzedniego dnia. Uch, znów ten irytujący dźwięk. Otworzyłam oczy, przecierając je. Czasem mam wrażenie, że gdy wstaję z łóżka, kończy się dobra passa. To był właśnie jeden z takich dni. Wygramoliłam się powoli i usiadłam. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Dochodziła godzina siódma. Westchnęłam znużona i wstałam. Rzuciłam okiem na plan, który wisiał na szafce i według niego zaczęłam wpakowywać książki do plecaka. Chyba nadszedł czas, żeby doprowadzić swój umysł i ciało do użytku codziennego. Ruszyłam wolnym krokiem do łazienki. Gdy dotarłam na miejsce, po godzinie, przynajmniej tak mi się wydawało, spojrzałam w lustro. Wyglądałam okropnie. Włosy kasztanowe, które zazwyczaj opadały falami na ramiona, były ułożone w artystycznym nieładzie, a pod oczami były widoczne ciemne ślady. Wydawało mi się, że jestem wyspana, jednakże organizm doszedł do innego wniosku.
Cóż poradzić, siedzenie przy komputerze do późnych godzin nocnych, nigdy nie wpływało dobrze na cerę. Rozejrzałam się wokół. Łazienka wyglądała podobnie jak moja czupryna, czyli po prosu fatalnie. Na podłodze leżały ubrania z poprzedniego dnia, a oprócz tego między nie była wplątana moja szczoteczka do zębów. Cóż... Chyba byłam bardzo zmęczona. Wyplątałam ją i nałożyłam pastę. Zaczęłam dokładnie szorować zęby. Gdy już to zrobiłam, wskoczyłam pod prysznic i wymyłam się. Około dziesięć minut później, stałam już na przystanku i czekałam na busa. Poczułam jak wiatr płata mi figle, psując moją fryzurę. Eh, dwie minuty, które poświęciłam na wyczesanie kołtunów, poszły na marne. Zobaczyłam, że nadjeżdża bus, więc podeszłam bliżej krawężnika. Gdy podjechał na postój dla busów, kierowca otworzył drzwi, abym mogła wejść do środka. Ruszyliśmy w stronę jedynego liceum w moim mieście. Myślą, która mnie pocieszała, było spotkanie moich przyjaciół. Ciekawe czy Sandra i Olek się wyspali, w końcu siedzieli do późna razem ze mną. Super! Dzisiaj siedzę na matematyce z Aleksandrem, będzie zabawnie. Ops, on nienawidzi jak go tak nazywam. Uwielbiam patrzeć, gdy się złości, to jest jedna z moich ulubionych czynności, oprócz jedzenia i spania oczywiście. Przez te rozmyślania, nawet nie zauważyłam, gdy dotarliśmy pod budynek szkoły. Wysiadłam i zaczęłam iść w stronę wejścia głównego. Było dość okazałe. Brama, prowadząca do niego była wykuta z żelaza, a schodki, które znajdowały się tuż za nią, wykonano z czerwonej cegły. Najbardziej jednak podobały mi się drzwi budynku, które były szklane i pokazywały wnętrze, zachęcając, aby wejść do środka. Gdy przekroczyłam próg szkoły, ruszyłam w stronę szatni. Zmieniłam szybko buty i odwiesiłam kurtkę razem z workiem na wieszak. Nie mieliśmy szafek, nad czym ubolewałam, ale lepiej mieć własny wieszak niż nic. Weszłam po schodach na pierwsze piętro, gdzie znajdowały się wszystkie sale lekcyjne. Podążyłam na sam koniec korytarza, aby wejść przed dzwonkiem do pracowni biologicznej. Lubiłam przychodzić wcześniej, dzięki temu mogłam zająć miejsce i przygotować się do pracy. Poczułam wibracje, w kieszeni moich jeansów. Wyjęłam telefon i przeczytałam SMS-a. Sandra napisała, że nie przyjdzie dzisiaj. Ukłucie zawodu wypełniło moje serce. Mam nadzieję, że Olek mnie nie opuści i nie będę sama w tym więzieniu, zwanym liceum. Zadzwonił dzwonek. Super, tyle wyszło z mojego przygotowania się do lekcji. W duchu z przekąsem, podziękowałam przyjaciółce. Wchodząc do klasy, ktoś mnie popchnął, ale nie przywiązałam zbytniej uwagi temu, ponieważ było to wydarzenie nagminne rankiem. Zajęłam miejsce w ostatniej ławce pod oknem i wyjęłam rzeczy potrzebne do lekcji. Pani profesor weszła do klasy i przywitała się zwykłym „Dzień Dobry”. No nie wiem, czy ten dzień miał być taki dobry. Jak na razie zapowiadał się fatalnie. Przez całą lekcję, notowałam co mówiła nauczycielka, ale nie rozumiałam z tego ani słowa. Moje myśli były zajęte rozmyślaniem o grze. Chyba się troszkę uzależniłam, ale trudno. Idealna nigdy nie będę. Zadzwonił dzwonek na przerwę, nareszcie. Czas trochę wytężyć umysł na chemii. Przemieściłam się pod salę chemiczną i usiadłam na podłodze. Promienie słoneczne oświetlały cały korytarz. Cóż, nic dziwnego, skoro jest koniec maja. Nagle nade mną pojawił się jakiś cień zasłaniający wszystko.
- Cześć staruszko – przywitał się Olek.
- Ej! Mówiłam Ci. Starą możesz mnie nazywać, gdy będę miała męża i dwójkę dzieci. A jak widzisz, nie zapowiada się na to jak na razie – odgryzłam się na to jakże miłe powitanie.
- Już, już. Spokojnie, złość piękności szkodzi, jakby to powiedziała Sandra – uśmiechnął się złośliwie. Jak widać jest w formie całkiem dobrej, skoro ma siłę mi dogryzać z rana.
- Lepiej tłumacz się, czemu nie było Cię na pierwszej lekcji. Nie chciało się wstać, co? - powiedziałam z uszczypliwością. Prychnął, po czym usiadł obok mnie.
- Oj noooo... Po prostu zmęczył mnie ten wczorajszy pojedynek – odpowiedział. Tym razem to ja prychnęłam. Jasne, granie go zmęczyło. Po prostu lenia miał rano, mniej więcej jak w każdy poniedziałek. Nauczyciele już się przyzwyczaili, że nie ma go na pierwszych lekcjach i przestali już wpisywać mu nieobecności. Rozmawialiśmy jeszcze chwilę, zanim zadzwonił dzwonek. Zauważyłam, że kolegi z ławki Olka też nie ma, więc usiedliśmy razem. Przez całą lekcję, nauczyciel musiał nas uciszać, ponieważ cały czas się śmialiśmy. Z Sandrą nie dało się tak pośmiać jak z nim. Na koniec lekcji pan Futrzarski, poprosił nas abyśmy zostali na chwilę na przerwie.
- Ja rozumiem, że razem gracie w gry i tak dalej, ale czy moglibyście się opanować, bo inaczej będę zmuszony wpisać wam następnym razem uwagi – powiedział, po czym puścił „perskie oczko” w naszą stronę. Lubiłam tego pana, ponieważ zawsze świetnie tłumaczył i był genialnym wychowawcą. Co prawda wielu wykładowców było tak świetnych jak on, ale zawsze czułam, że on jest najlepszy. Ruszyliśmy w stronę kolejnej sali lekcyjnej. Gdy skończyła się pauza, weszliśmy do środka. Tym razem również czterdzieści pięć minut minęło nam dość zabawnie. Wszystkie pozostałe również, mimo kilku reprymend. Wychodząc ze szkoły, umówiliśmy się na popołudniowe granie. Postanowiłam tym razem wrócić na piechotę do domu, dlatego że tak łatwiej było mi poukładać myśli. Podczas drogi przypomniał mi się mój dzisiejszy sen. W nim znów zobaczyłam jakiegoś wojownika z gry, ale co dziwne, dowiedziałam się jak ma na imię, a nie jaki jest jego nick. Oprócz tego było coś jeszcze, ale nie mogłam sobie przypomnieć co. Nim się obejrzałam, stałam już pod drzwiami wejścia do mojego bloku. Wbiegłam po schodach, po czym otworzyłam szybko drzwi. Rzuciłam plecak zaraz za progiem mojego pokoju. Rozejrzałam się. Łóżko, które stało w kącie pod oknem, dalej było niepościelone, a na biurku leżały różne kolorowe kartki. Huh, chyba czas trochę tu ogarnąć. W oczy też rzuciła mi się biała jedwabna zasłona, która się dziwnie ułożyła. Zabrałam się za sprzątanie. Pozbierałam wszystkie niepotrzebne rzeczy i zaścieliłam łóżko, co zabrało mi tylko kilka minut, a ile to uśmiechu może wywołać na maminej twarzy. Zaczęłam się zastanawiać, czy jutro jest jakiś sprawdzian bądź kartkówka. Po dłuższym namyśle, stwierdziłam, że dzisiaj nie zadali nam nic, ani nie muszę się na nic uczyć. Usiadłam na swoim krześle obrotowym i schyliłam się, aby włączyć komputer. Czas trochę „ponerdzić” jakby to powiedział Olek. Uruchomiłam grę i od razu po zalogowaniu, otrzymałam jakąś wiadomość.
[Prywatny] Dragon_of_Death (Wojownik): Hej, pobawimy się razem na arenie?
[Prywatny] Amexia (Mag): Jasne :D Czemu nie? ^^
[Prywatny] Dragon_of_Death (Wojownik): To czekam. :)
Zdziwiłam się, że ktoś oprócz moich przyjaciół chce ze mną „arenować”. Poprowadziłam swoją postać do portalu i już po chwili znalazłam się tam gdzie chciałam. Zabijaliśmy innych we dwójkę, nie pisząc przy tym za dużo. Później nawet stanęliśmy przeciwko sobie, ale oczywiście nie powiodło mi się. Zazwyczaj przegrywałam, gdy coś zbyt mocno chciałam wygrać. Może, jak wreszcie zajmę się ulepszaniem mojej postaci, wygram z nim. Co tam może, raczej na pewno. Przynajmniej taki jest mój cel w tej grze na dzień dzisiejszy. Później wyszliśmy z areny i zaprowadziliśmy postacie pod jakieś drzewa. Wybraliśmy tryb spoczynku i zaczęliśmy pisać.
[Prywatny] Amexia (Mag): Jak masz na imię?
[Prywatny] Dragon_of_Death (Wojownik): Kuba, a ty?
[Prywatny] Amexia (Mag): Amelia. ^^
[Prywatny] Dragon_of_Death (Wojownik): Piękne imię ;) Czego nie można powiedzieć o moim :D
[Prywatny] Amexia (Mag): Oj, nie przesadzaj :D Twoje imię jest jednym z moich ulubionych :P
[Prywatny] Dragon_of_Death (Wojownik): Serio? :)
[Prywatny] Amexia (Mag): Tak ^^
Zostałam brutalnie oderwana od wirtualnej rzeczywistości, przez mamę, która kazała mi już wyłączać komputer. Pożegnałam się szybko z Jakubem i zrobiłam to co kazała rodzicielka. Poszłam się umyć i przebrać w piżamę. Po czym położyłam się do łóżka. Jednak cały czas pewne przeczucie nie dawało mi spać. W końcu jednak znużenie mnie dopadło i zasnęłam.
___________________________________________________________________________
Mam nadzieję, że rozdział się spodoba ^^ Troszkę dłuższy mi wyszedł niż zazwyczaj, ale to chyba dobrze? :P Cóż zachęcam do komentowania, to tyle z mojej strony :D
Pozdrawiam cieplutko i do zobaczenia~! ^^
~Aiko
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz