środa, 5 listopada 2014

0. Prolog

Staczałam się w dół, coraz szybciej, nabierając prędkości z każdą sekundą. Zbocze było bardzo strome, czułam jak rani każdy fragment mojego ciała. Byłam już prawie na samym dole, jeszcze tylko trochę i poczuję pod sobą wodę. Potem będzie już tylko płytki oddech i śmierć. Dzieliły mnie milimetry od tafli wodnej, gdy poczułam kojące ciepło. Powoli rozchyliłam powieki, licząc, że źródłem tego ciepła są ramiona mojego ukochanego. Jednak zamiast niego zobaczyłam, kota, który wylegiwał się na mojej klatce piersiowej. Przez chwilę, nie byłam pewna, czy leżę w zbiorniku wodnym czy w swoim łóżku. Po dłuższej chwili zadumy, zrozumiałam, że był to tylko koszmar senny. W pokoju było bardzo ciemno, byłam zdziwiona, że zdołałam dostrzec swojego futrzaka. Ten mrok był dość nietypowy. Jakby księżyc, który zazwyczaj wkraczał razem z promieniami swojego blasku do pokoju, po prostu zniknął z nieba. Przekręciłam się na bok, ku niezadowoleniu mojego pupila, aby poszukać telefonu, który zawsze leżał na podłodze, tuż obok mojego "legowiska". Wcisnęłam trójkę i nacisnęłam zieloną słuchawkę. Słysząc zaspany męski głos, poczułam ulgę.
- Przepraszam, że Cię budzę o tej porze - wyszeptałam ledwo słyszalnie. Mimo to byłam pewna, że usłyszał. Zawsze słyszał.
- Nic nie szkodzi, mówiłem Ci, że zawsze możesz zadzwonić. Coś się stało? - cały on. Nigdy nie przejmował się sobą, tylko martwił się o mnie.
- Nic, po prostu musiałam usłyszeć twój głos. Tęskniłam - ostatnie słowo, wręcz wyłkałam, czując jak łzy ściekają po policzkach.
- Znów koszmar? - zapytał, bardziej stwierdzając fakt, niż pytając. Wymamrotałam potwierdzenie i zamilkłam. Lubiłam milczeć przy nim, nie krępowało to ani mnie ani jego. Łzy ciekły z moich oczu coraz bardziej, zamieniając się w ogromne krople słonej wody. Wstałam z łóżka, trzymając telefon dalej przy uchu. Słuchałam jego miarowego oddechu, lecz nie miałam pewności, czy nie zasnął. Podeszłam do pufy, która stała w kącie pokoju i wzięłam z niej bluzę. Jego bluzę. Zawsze, gdy było mi źle przytulałam się do niej, czując jego perfumy, które o dziwo, cały czas miały tak samo intensywny zapach jak podczas pierwszego naszego spotkania. Usiadłam z powrotem na łóżku.
- Skarbie, śpisz? - wybełkotałam ledwo zrozumiale.
- Nie - powiedział przytomnie.
- Ile jeszcze dni zostało do naszego spotkania? - spytałam, dalej płacząc.
- Jeszcze tylko dwa dni i około 7 godzin - odparł ze smutkiem, który był słyszalny wcześniej w moim głosie. Jak mam wytrzymać w tym szarym, pozbawionym kolorów świecie, aż dwa dni? Na to nie umiałam odpowiedzieć, ale wiedziałam, że dopiero wtedy, odejdą koszmary senne i depresja. On był moją opoką, moim wsparciem.
- Idź już spać, czuję się lepiej. Dobranoc - nie chciałam się, żegnać, ale jutro oboje musimy iść do szkoły.
- Kocham Cię, pamiętaj o tym. Dobrej Nocy kochanie - odpowiedział, po czym odłożył słuchawkę. Ze łzami w oczach i wtulona w bluzę, zasnęłam zmożona snem.
~*~
Obudził mnie hałaśliwy dźwięk budzika. Zawsze rano budziła mnie piosenka zespołu Strachy na Lachy. "Dzień Dobry, Kocham Cię" , mój ukochany ustawił mi, abym przypominać mi o tym, każdego ranka. Chociaż, oprócz tego zawsze dzwonił rano, abym była tego pewna w stu procentach. Uwielbiałam w nim wszystko, każdego dnia czułam, że kocham go coraz mocniej. Pięć minut później, stałam już w łazience i szorowałam zęby. Usłyszałam dzwonek telefonu. Pobiegłam szybko z powrotem do pokoju, aby odebrać. Wyświetlacz pokazał imię mojego ukochanego. Odebrałam pospiesznie, zapominając, że dalej w ustach trzymam szczoteczkę do zębów. 
- Kocham Cię! - wykrzyknął na powitanie. Wybełkotałam potwierdzenie moich uczuć, dalej mając przedmiot w ustach. Może to dziwne, ale czułam, że się uśmiechnął słysząc mój bełkot. Zawsze to robił, wiedziałam to za każdym razem. Wymieniliśmy się czułościami, aby nie myśleć o wydarzeniach nocnych. Kilka minut później znów zaczęłam szykować się do szkoły. Gdy skontrolowałam swój wygląd w lustrze, pobiegłam do mojego "sanktuarium", jak lubiłam nazywać swój pokój, aby spakować plecak. Wieczorem nie miałam zazwyczaj na to czasu. Droga do liceum, zazwyczaj zajmowała mi około trzydzieści minut, ale dzisiaj za długo się szykowałam i musiałam biec. Pierwsza lekcja minęła dość szybko, ale zapewne dlatego, że pół godziny przechrapałam w ostatniej ławce. Innych lekcji, szczerze powiedziawszy, w ogóle nie pamiętam, ale to chyba dlatego, że cały dzień myślałam tylko o moim skarbie. Jeszcze tylko dzień i pół. To będzie najlepsza sobota, od ponad pół roku.
~*~
Zobaczyłam jego. Jego czekoladowe oczy lśniły w blasku promieni słonecznych. Chociaż nie, jego oczy zawsze tak lśniły. Nie byłam pewna, czy mnie zauważył, ale nie zważałam na to. Podbiegłam do niego najszybciej jak potrafiłam i wtuliłam się w niego. Zamknął mnie w swoich ramionach. Chciałam, aby ta chwila trwała wiecznie.

___________________________________________________________________________________

Mam nadzieję, że prologiem, który napisałam, zachęcę was do dalszego czytania. Hm, to chyba tyle z mojej strony. Zachęcam do oceny w komentarzu. 
~Żegnam ciepło i pozdrawiam, Aiko.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz